Na dwa tygodnie przed świętami dzielimy się z Wami drugą częścią wywiadu z wybitną terapeutką traumy Sabiną Sadecką. Tym razem pani Sabina opowiada nam m.in. o uzdrawiającej mocy pisania, traumie medycznej i tym co wspiera nas w procesie zdrowienia i odzyskiwania „życiodajnej energii”.

Anna Trzop: W historii znane są liczne przykłady artystów, pisarzy, którzy pisali dzienniki. Takim sposobem na przetrwanie trudnych doświadczeń poza sztuką dla Fridy Kahlo było właśnie pisanie. W swojej pracy zachęca Pani także do wyrażenia emocji poprzez pisanie listu terapeutycznego…
Sabina Sadecka: Pisanie jest próbą nadania sensu czemuś, co umykało kiedyś naszemu zrozumieniu, włączeniu tego w sensowną linię naszego życia. Nie udało nam się tego wintegrować w nasze doświadczenie, w to, co wiedzieliśmy wówczas o świecie i życiu. Jeżeli dziecko jest porzucane albo w ogóle nie zna swojego rodzica, to się wymyka jakiemukolwiek sensowi. Tego nie da się logicznie wytłumaczyć. To się po prostu dzieje. Być może ma to jakiś techniczny/historyczny/społeczny sens, ale dla dziecka nie ma.
Siadanie – nawet po wielu latach, jakie upłynęły od traumy – przed białą kartką papieru i pozwalanie, aby emocje pisały, a nie głowa, (bo ona się szybko wysyci swoimi pomysłami), ma głęboki, terapeutyczny sens. Pozwolenie, aby to wszystko płynęło i robienie z tego rytuału. Nie, że raz coś napiszę i kropka, ale że będę siadać, pisać, pisać i pisać…To ma niezwykle leczący efekt do tego stopnia, że są całe nurty terapii, które bazują na pisaniu o doświadczeniu traumatycznym w taki spontaniczny sposób.
AT: Jak się do tego zabrać? I co potem zrobić z takim listem?
Sabina Sadecka: To nie musi być tylko list. To może być dziennik, może być opowiadanie, może być scenariusz sztuki z nami w roli głównej. A co do listu…Z samym listem ludzie robią różne rzeczy. Czasami palą te listy — tak ceremonialnie, robią z tego cały rytuał pożegnania przeszłości. Niektórzy nie chcą w ogóle do tego listu zaglądać, nie chcą nadać temu jakiejś wagi. Wyrzucili z siebie emocje, to niech sobie ten zapisany papier leży. Niektórzy wysyłają do siebie „list z przyszłości” i proszą, aby ktoś wysłał go do nich za rok lub by ten list dotarł do nich w inny sposób.
Bywa, że ten list trafia do osoby, która nas najbardziej zraniła w życiu, a czasem po prostu leży w kopercie na stoliku. Najważniejszy jest sam proces pisania niż faktyczne zrobienie czegoś później z tym listem.

AT: A czy możemy wykorzystać te dobre momenty z przeszłości, coś, co wywołuje pozytywne wspomnienia, np. zapach ogniska, spotkania z najbliższymi do poradzenia sobie z traumą?
Sabina Sadecka: Pozytywne doświadczenia to baza naszego dobrostanu, bufor, który pozwala nie zwariować, gdy wokół nas dzieje się dużo trudnych rzeczy.
To jest bardzo profilaktyczne, jeśli jesteśmy w stanie złapać coś, co nas gruntuje, daje poczucie bliskości z kimś, kto był dla nas ważny. W momencie, kiedy doświadczamy czegoś okropnego, równocześnie możemy użyć tego w terapeutycznym celu.
Pozytywne wspomnienia mogą nam pomóc odsunąć wspomnienia straszne.
Na przykład, jeśli ostatni wizerunek bliskiej osoby, jaki zapamiętaliśmy, to był wygląd po jej śmierci, np. po wypadku, to bywa to dla nas bardzo trudne, bo nie jesteśmy w stanie przypomnieć sobie, jak ta osoba wyglądała przed tym wypadkiem. Często proponuję pacjentom, aby dosłownie wyjęli zdjęcia najbliższych z różnych pięknych momentów życia. Warto także posiłkować się nagraniami wideo, nagraniami głosu, aby na poziomie zmysłowym móc się skontaktować nie tylko z tym strasznym wspomnieniem, ale także budować nowe. Nasz układ nerwowy jest cały czas plastyczny – on cały czas „nadpisuje” nowe informacje na stare. Jak pozwolimy tym straszliwym wspomnieniom wieść prym, to będziemy mieć pamięć pełną przerażających obrazów. A możemy je sobie uelastyczniać, zmieniać.
Dzieci są niesamowite w tym, jak same sięgają po różne przedmioty, książki, różne aktywności, które dają im okazje do zdrowienia, integrowania się. Same pokazują, czego potrzebują – zaczynają tańczyć, puszczać sobie piosenkę, która kojarzy się im z czymś pięknym i ważnym. Sięgają po jakiś kolor i malują nim wszystko. Któreś inne prosi, żeby zrobić potrawę, którą robiła mu ukochana osoba.
Dzieci wprost komunikują, co mogłoby ich uzdrowić – nie używając słów, ale sięgając po to.

AT: Niedawno wpadła mi w ręce książka Aaron Caroll „Małe traumy”. W swojej praktyce psychoterapeutycznej spotyka się Pani z różnymi przypadkami traumy. Czy można faktycznie podzielić te wydarzenia traumatyczne na małe i duże?
Sabina Sadecka: Możemy żyć bez uczucia spokoju i dobrostanu, w mocno zawężonym paśmie swojego życia, nawet jeśli nie doświadczyliśmy traum przez duże T, (czyli np. wypadków, katastrof naturalnych, przemocy, nagłej śmierci kogoś bliskiego itd.) jednak z punktu widzenia osoby, która doświadcza traumy często użycie tego sformułowania „mała trauma”, lub „trauma przez małe „t” bywa odbierane jako ignorowanie wpływu tego zdarzenia na jej życie. Ja tego sformułowania nie używam w terapii.
Czasami coś – z punktu widzenia obserwatora – wydaje się psychologicznie nieznaczące, ale, gdy jesteśmy w samym środku tego zdarzenia może ono mieć na nas wpływ dramatyczny. Psychologia i terapia traumy nauczyła mnie pokory w ustalaniu, co może być traumatyczne, a co nie. Tu ekspertem jest osoba, która to przeżyła, a nie ja ze swoją książkową wiedzą.

AT: Nawiąże jeszcze do tematu traumy medycznej, jest ona jedną z tych doświadczeń, które lubi do nas wracać, aktywizować się…
Sabina Sadecka: Trauma medyczna jest bardzo powszechna, a tak rzadko rozpoznawana. Przykładem jest trauma perinatalna. W pokoleniu ludzi urodzonych w latach 80-tych i 90-tych i wcześniejszych także powszechne było odseparowanie od mamy/rodzica zaraz po narodzinach. Dziecko rodziło się i od razu ktoś je zabierał do ważenia, mierzenia i na jakąś inną salę. To mogło wpłynąć na to, jak odbieraliśmy później różne sytuacje medyczne, jak również sytuacje odseparowania, odizolowania, utraty. Wielu z nas doświadczyło także komplikacji podczas przychodzenia na świat, podania różnych leków, które mogły wpłynąć na naszą psychofizjologię, rozregulowując niemalże całe nasze życie. Trauma jest strasznie niesprawiedliwa, bo w taki utajony sposób wpływa na to, że nie możemy żyć w pełni.
AT: Ten temat znany mi jest z autopsji. Sposób przekazywania informacji o chorobie przez lekarzy wyzwalał jedynie negatywizm w myśleniu o tym, co nas, czy naszych bliskich spotkało
Sabina Sadecka: Bardzo wiele zależy od okoliczności, w jakich dowiedzieliśmy się o diagnozie. Od tego, czy środowisko nas wsparło, czy zrobiło wokół tego wielkie „halo” – zapewne w dobrej intencji, ale i w fatalnych konsekwencjach.
Książka „The worst is over. What To Say When Every Moment Counts” napisana dla lekarzy, pielęgniarek, pielęgniarzy, zawodów medycznych. Traktuje o tym, co mówić ludziom, którzy są w sytuacji zagrożenia życia, albo na przykład wybudzili się ze śpiączki, czy w momentach, kiedy dostają diagnozę. Słowa wypowiadane w tym momencie są tak ważne i potrafią wpłynąć na wiele lat później funkcjonowania tej osoby, czy ona skojarzy swoje ciało i jego reakcje z lękiem i wstydem, złością, czy odwrotnie.
Temat traumy medycznej bardzo często ujawnia się w terapii. Wtedy na przykład wraz z pacjentem cofamy się w jego wspomnieniach do tego momentu źródłowej traumy i pytamy „czego wtedy potrzebowałaś/eś od osoby, która z tobą była, a czego nie dostałaś/eś”. „Gdybyś mógł/a podróżować w czasie i powrócić do tego momentu, kiedy dostajesz tę diagnozę lub wydarzył się ten wypadek i ktoś mógłby cię wesprzeć w tym momencie, to kto by to był?”. Nasz mózg bardzo lubi sobie wyobrażać i wykorzystywać wyobraźnię do naszego zdrowienia. Zdarzyło mi się nie raz, że ktoś opowiadał w terapii: „przyszedł do mnie we śnie ten ktoś, kto mnie tak bardzo zranił i mnie przeprosił i nie wiem, jak to się dzieje, ale ja już nie mam tej złości w sobie, z którą się codziennie budziłem od czterdziestu lat”. Czasami robota terapeutyczna „robi się” we śnie, a czasami musimy ją wesprzeć i wykonać w gabinecie.

AT: Czy przebaczenie może być dla człowieka takim dobrym wsparciem dla procesu zdrowienia? Kiedy wybaczamy komuś, kto nas skrzywdził w przeszłości?
Sabina Sadecka: Tak. Nie zawsze jednak udaje się wybaczanie zaplanować, czy zrealizować. Wybaczanie nie podlega naszej pełnej wolicjonalnej kontroli. To, na co mamy największy wpływ to, to czy będziemy się widzieć jako ofiarę danej sytuacji, jako naznaczonych tym wydarzeniem, czy zaczniemy odzyskiwać sprawczość i uznamy, że jesteśmy całkowicie pełnowartościową istotą ludzką. Nawet z naszymi zranieniami i obciążeniami. Często łatwiejszym procesem niż przebaczanie, jest wyrażenie na głos złości, najczęściej wobec świadka, którym jest terapeuta. Uznanie, że TO nie było fair, że nie powinno mnie było spotkać, że jestem zła/zły, że mnie to spotkało. To często uruchamia całą lawinę innych emocji, które przykrywała złość. Zaczynają się wtedy dziać różne rzeczy, np. opłakiwanie straty, smutek wynikający z uznania, że pewne rzeczy, które się wydarzyły już się nie odstaną. Złość to często tylko wierzchołek góry lodowej naszej potraumowej emocjonalnej rzeczywistości.
AT: Jakie są pułapki w stosowaniu terapii traumy przez specjalistów, psychoterapeutów, psychologów?
Sabina Sadecka: „Uwiedzenie się” przez specjalistów opowieścią pacjenta o „byciu ofiarą” nigdy nie służy pacjentowi ani terapii, nawet jeśli doznał obiektywnych krzywd. Ta historia „jak strasznie mi źle i to się już nigdy nie zmieni”, jest toksyczna. Pułapką bywa również nie dbanie o siebie przez terapeutów, kiedy nadużywają jeszcze bardziej siebie, aby pomóc. To bardzo powszechne zjawisko wśród terapeutów traumowych. Za chwilę wychodzi po polsku książka genialnej Babette Rotschild właśnie o tym – jak dbać o siebie, gdy jestem terapeutą terapii traumy. To obowiązkowa pozycja dla specjalistów.
AT: Jak psychoterapeuci radzą sobie z tym obciążeniem emocjonalnym, jaki przynoszą do nich pacjenci?
Sabina Sadecka: My tak naprawdę nie pracujemy z traumą, ale pracujemy z odpornością psychiczną. Terapeutów tej specjalizacji bardziej interesuje, co pozwoliło tej osobie przetrwać niż ten koszmar, którego doświadczyła. Oczywiście jest także na te trudne przeżycia miejsce w terapii, ale skupiamy się przede wszystkim na zasobach i na tym pędzie, energii życia, którą ta osoba ma i to jest w tej pracy najpiękniejsze. Osobiście z takiej sesji terapeutycznej, jaka teoretycznie powinna być koszmarna, często wychodzę jeszcze bardziej zbudowana, bo dotykamy tego, jak człowiek jest odporny. Tak też zaczyna się jedna z lepszych pozycji o traumie: „Strach ucieleśniony” Bessela van der Kolka, który pisze w pierwszym akapicie swojej książki, że ludzie są bardzo odpornym gatunkiem.
AT: A jakie są obiektywne sygnały świadczące o takim zaadoptowaniu się, pozostawieniu tej traumy za sobą?
Sabina Sadecka: Najlepszym kryterium dobrostanu jest coś, co nazwę metaforycznie „przepływem energii”. Energia płynie, my możemy być czymś podekscytowani, pobudzeni, a następnie możemy być także zmęczeni i zrelaksowani wieczorem. Emocje i energia cały czas się zmieniają, w zależności od okoliczności. To jest przejaw zdrowia. U osób, u których się toczy ten potraumowy proces jest problem z odpuszczeniem. Byciem w zrelaksowaniu, w dobrym zmęczeniu, są ciągle pobudzone. Może też być odwrotnie: osoby te mają zablokowany dostęp do energii, są stale wycieńczone.
O zdrowiu mówimy wtedy, gdy czujemy w ciele, że mamy więcej takiej życiodajnej energii, a jednocześnie jest nam łatwiej poczuć takie zdrowe zmęczenie.
Zdrowienie po traumie to również umiejętność spojrzenia z dystansem na naszą przeszłość. Tak, by jej nie usprawiedliwiać, ale spojrzeć na nią jak na coś, co mnie nie definiuje: „wydarzyło mi się, ale ja jestem dużo większy/a niż to”. Trauma odbiera nam zazwyczaj taką wewnętrzną odwagę, brawurę, energię do życia, ale jeśli zaczynamy o sobie myśleć śmielej, zaczynamy eksperymentować, to jest to najlepszy objaw tego, że idziemy w stronę zdrowienia.
Nie oznacza to, że różne sytuacje z naszego życia nie będą nas znowu próbowały wtrącić w stare reakcje. Te stare mechanizmy, „demony” są zapisane w mózgu i mogą nas czasami „wybijać” z równowagi.
Nie jest przecież tak, że już nigdy przenigdy nie będę mieć objawów, bezsennej nocy, że już nigdy nie zdenerwuję się na swojego przełożonego, że nie poczuję, że ktoś mnie bardzo zranił. Rezyliencja to jednak umiejętność wracania do siebie po trudnym doświadczeniu i nadania nowego, twórczego znaczenia swojemu życiu.

AT: Miłość jest lekarstwem na traumę? Miłość do siebie, do najbliższych, do partnera/ki?
Sabina Sadecka: Wszystkie wymienione rodzaje miłości, łącznie z miłością, którą możemy poczuć do zwierzęcia, psa kota. Często przecież ludzie doświadczają bezinteresownej miłości, dopiero gdy są dorośli, a w ich domu pojawia się np. kot lub pies. Miłość do siebie samego jest jednak najbardziej istotna.
W efekcie traumy złożonej, związanej z wczesnorozwojowymi stratami i obciążeniami uczymy się myśleć o sobie w sposób straszny. Te myśli w paradoksalny sposób pozwalały nam kiedyś odnaleźć się w chaosie życia. Uporządkować niezrozumiałą dla nas rzeczywistość. Dla dziecka stwierdzenie, że to ono jest złe, a nie świat /rodzice/opiekunowie bywa ratujące w sensie psychologicznym jego życie. By ocalić miłość do swojej rodziny, dziecko oducza się miłości do siebie i to siebie najbardziej karze za traumy, jakich od rodziny doświadczyło.
Okrutne myśli o sobie zostają nam na długie lata i dominują w naszym monologu wewnętrznym. To nas strasznie osłabia. Poświęcamy im zatem dużo czasu w terapii. Czasem pytam osoby na terapii: „kiedy myślisz o sobie, że jesteś najgorszym człowiekiem na ziemi, w czym może pomóc ci to myślenie?” „Gdzie ono mogłoby ci się przydać?” Ono się oczywiście już nam do niczego nie przydaje.
Nasz mózg jest absolutnie „łasy” takich negatywnych myśli. To, że zaczynam o sobie myśleć inaczej, i traktować siebie z miłością to wiele zmienia, bo miłość to jest czasownik. Gdy popełnię błąd, to nie katuję się, nie samookaleczam, tylko mówię, że dobrze, nauczyłeś się czegoś nowego, następnym razem to uwzględnisz. Codzienna praktyka traktowania siebie z łagodnością, ale i uczciwością jest bardzo ważna dla naszego zdrowienia. Każdy może żyć swoim życiem i robić to coraz lepiej. Miłość jako działanie wobec innych, od innych i ta najważniejsza – od siebie do siebie.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
