Po zakończeniu grudniowego cyklu webinarów „Świadoma pomoc dzieciom, które doświadczyły traumy”, zrealizowaliśmy wywiad z panią Sabiną. Nasza rozmowa zahaczyła o tak wiele wątków, że zdecydowałyśmy się podzielić ją na dwie części. Pierwszą część możesz przeczytać tutaj.
W tym tekście poruszamy zagadnienia związane z praktycznymi ćwiczeniami oraz wizualizacjami, które dorosły może zastosować zarówno u siebie jak i u swoich podopiecznych.
Patrycja Stukator:
– Jak osoba dorosła, która podejrzewa, że jej podopieczny może mieć traumę i szuka pomocy, może radzić sobie z własnymi emocjami? Mogą przecież pojawić się lęk, wstyd, lub smutek. Mogą pojawić się wspomnienia, które blokują dorosłych przed pomocą dziecku. Co wtedy?
Sabina Sadecka:
– Po pierwsze trzeba uznać, że rzeczywiście tak jest, że dzieci w nas będą otwierały nie do końca zabliźnione rany – i to nie tylko dzieci po traumach, ale w ogóle – dzieci. Wyobraźmy sobie, że w życiu dorosłego, który doświadczył zranień, pojawia się dziecko. I on, gdy zajmuje się tym dzieckiem z oddaniem, miłością, to jednocześnie często musi się mierzyć z żałobą po tym, czego on nie dostał, z żałobą po swojej niezaopiekowanej bezbronności. A dziecko, które doświadczyło traumy, wnosi ze sobą pewne rozregulowanie, przestrach.
Jak się to dzieje? Nasz układ nerwowy stale „dostraja się” do drugiego człowieka – to wydarza się nieintencjonalnie. Dostrajamy się do dzieci, a one dostrajają się do nas. Nasze systemy nerwowe mocno reagują na sygnały z układu straumatyzowanego. Człowiek przetrwał dlatego, że potrafił się w milisekundy dostroić do kogoś innego i bez słów zrozumieć, że dzieje się coś zagrażającego. Mamy więc wbudowane super-radary na niebezpieczeństwo. Trauma wnosi w nasze relacje poczucie, że coś się dzieje złego, niebezpiecznego, wstydliwego. I my możemy na to reagować, choć zupełnie nie jesteśmy świadomi źródła tych reakcji. Chciałam podkreślić, że czasem możemy nawet nie wiedzieć, co dziecko przeszło, ale nasz układ nerwowy „wie”.
P:
– To znaczy, że jak bardzo czułe „radary” wyłapujemy, że „coś jest nie tak”. Jak więc o to zadbać?
S:
– „Wiedza Cię ochroni” – to pierwsza część wskazówki. Możemy sobie zadawać pytania:
- „Czy to uczucie jest moje? Czy jednak należy do tego dziecka/ nastolatka/ dorosłego?”
Ważna jest też kwestia stawiania granic. Nie chodzi tylko o te interpersonalne, gdzie rodzic bardziej ustala swoje granice niż je stawia, ale o nasze wewnętrzne granice. Wewnętrzne granice pomagają nam być w dobrej relacji z naszymi własnymi emocjami lub impulsami. U dorosłych, którzy opiekują się dziećmi z traumą ważne jest zatem niezakłócanie się swoimi przeżyciami wewnętrznymi, czyli np. lękiem.
- Można pomyśleć: „To JA podejmuję decyzję, czy chcę coś z tym robić” – nie pozwalam się zalewać emocją lub doznaniem z ciała.
Moja znajoma ma bardzo dużą rodzinkę z dziećmi o różnym statusie – część dzieci biologicznych, część przysposobionych – dzieci są tam bardzo szczęśliwe. Ta znajoma często opowiadała mi o tym, jak często skumulowane emocje dzieci wytrącają ją z jej spokoju. Tak jakby na moment tej burzy emocjonalnej spadała z „grzędy mamy”. To, co ona musi sobie codziennie przypominać, to fakt, że to ona jest dorosła i niezależnie od tego, co się dzieje w niej lub w ich domu, to ona, jako mama musi odpowiedzialnie dbać o bezpieczeństwo swojej rodziny. Jeśli jednak mamy zakłócony kontakt z własnymi granicami, to możemy mieć trudność, by być bezpiecznym opiekunem dla dziecka po traumie/traumach.
P:
– A czy dorosła osoba też powinna mieć swojego opiekuna?
S:
– Gdy rodzic jest bezpieczną bazą dla dziecka – a tak powinno być – to taki rodzic też potrzebuje „bezpiecznej bazy” dla samego siebie. Dorosły, w którym się aktywizują jego dziecięce zranienia, traumy, procesy, musi mieć kogoś, przy kim będzie mógł się emocjonalnie wyregulować i to nie zawsze musi być psycholog. Wiem, że dostęp do nieodpłatnej pomocy psychologicznej jest w naszym kraju utrudniony. Aczkolwiek idealnie byłoby, gdyby to był zaufany psychoterapeuta, pedagog, mentor, albo po prostu osoba, przy której nasz układ nerwowy się reguluje.
P:
– To znaczy, ze pomoże nawet ktoś, kto ma na nas kojące działanie?
S:
– Tak – ktoś, kto działa jak plaster miodu na nasz układ nerwowy. W przypadkach, gdy nie ma takiej osoby – akurat w pandemii tak było, że nie mogliśmy się fizycznie spotkać z naszymi plasterkami na dusze – można zastosować wizualizację, użyć leczącej roli naszej wyobraźni. Możemy wyobrazić sobie, że jest przy nas nasz ukochany dziadek, ukochana nauczycielka z podstawówki albo inna postać chroniąca, np. dla osób wierzących to może być anioł czy bóg, ale to może być też postać, którą sami sobie wymyślimy. Ktoś, kogo my sobie sami w wyobraźni powołamy do życia.
P:
– Zgadza się Pani z tym, że wyobraźnia i wizualizacje, czy dziecięce „fantazje” działają?
S:
– Wyobraźnia jest ważnym narzędziem naszego zdrowienia. Człowiek może w wyobraźni osiągnąć rzeczy, których nie może mieć w realności. Dziecko sięga po te sposoby automatycznie/intuicyjnie. Gdy trafia do nas dziecko, które doświadczyło traumy, to my często widzimy te jego słabą część. Myślimy: „jakie ono biedne”, ale równocześnie to dziecko już wykształciło sobie różne sposoby radzenia sobie. Nie mówię, że dziecko jest przez to super silne, ale ono ma już zaszyte w układzie nerwowym różne sposoby na poradzenie sobie, np. poprzez wyobraźnię, ruch, rytuały. Gdy ono do nas trafia (czyli przetrwało), to oznacza, że znalazło coś, co pozwoliło mu przeżyć.
Przychodzi mi teraz na myśl historia Natashy Kampush, która została porwana, więziona i karmiona przez swojego oprawcę, nie wspominając o nadużyciach fizycznych. To uwięzienie trwało latami w bardzo odosobnionym miejscu, prawie bez nadziei na ratunek. Natasha jednak przetrwała, uciekła i napisała o tym książkę (książka oraz film noszą tytuł 3096 dni – przyp. red.). Jej książka, choć jest po prostu autobiografią, to również taki trochę podręcznik przetrwania w sytuacjach ekstremalnych. Ona sięgnęła po wszystko, co radziliby zrobić psychologowie traumy. Przykładowo:
- Natasha cały czas pielęgnowała w sobie dobre wspomnienia „sprzed traumy”.
- Ważnym elementem jej wspomnień była babcia, jej najważniejsza „postać chroniąca”. Babcia miała – przed porwaniem – rytuał smarowania Natashy balsamem benedyktyńskim (to taka ziołowa maść). Natasha zażyczyła sobie, żeby jej oprawca kupił jej tę maść. Podświadomie czuła, że zapach, kojarzony z babcią, pozwoli jej przetrwać.
- Natasha napisała również, że będąc zniewoloną, cały czas rozmawiała ze swoją „przyszłą ja”. Ta „przyszła” Natasha mówiła do Natashy z „tu i teraz”: „Jeszcze chwilka. To nie jest koniec. Czeka na Ciebie inne życie. Nie poddaj się i znajduj siły, bo tam gdzieś jest twoje lepsze życie – wiem, to, bo już tam jestem.”
P:
– Pogłębię jeszcze wątek życia w teraźniejszości po traumie. Jest tak, że trudna przeszłość i niepokojąca przyszłość nie pozwalają funkcjonować. Jak powoli, z czułością, zacząć trening na bycie „tu i teraz”?
S:
– Trzeba być dla siebie bardzo łagodnym, bo trauma nas ograbia z czucia się dobrze w swoim ciele i w swoim świecie. Wiele zdarzeń, które wcale nie są traumatyczne, zabierają nam coś, np.: „Tutaj nie idę, bo jest niebezpiecznie.” W takim chwilach równocześnie warto sobie przypominać, że: „Mam siebie, swój oddech, swoje ciało – i z tym wszystkim mogę czuć się bezpiecznie.”
Trauma zabiera nam poczucie „siebie”, robi spustoszenie w ciele i w duchu – nigdy nie jesteśmy „w domu”. To odzyskiwanie swojego domu trochę trwa.
P:
– Jak pomóc osobie objętej konsekwencjami traumy?
S:
– Nagłe zabranie kogoś na trening medytacyjny może wywołać jeszcze większe spustoszenie, niż trauma. Zaczynamy łagodnie – od bycia „tu i teraz” w zewnętrzu.
Jak?
- Skupiaj się na tym, co widzisz, co słyszysz. Skup się na otoczeniu – fachowo nazywa się to eksterocepcję.
- Potem można wprowadzić metodę wahadła, która łączy eksterocepcję z intercepcją, czyli z czuciem ciała. Tutaj uwaga: Czucie ciała mogło być dla nas odcięte na lata. Gdy zaczniemy czuć ciało za szybko, naciskać, to możemy się przerazić, co będzie retraumatyzujące. Uważnie i powoli dawkujmy sobie kontakt z naszymi emocjami i ciałem.
P:
– Czy ciekawość to taki pomost do bycia tu i teraz?
S:
– Tak. Zaciekawmy się tym, co jest. Wielu z nas, gdy wchodzi w bardzo piękne miejsce, to na moment jest w stanie się tym zaciekawić. U osoby, która doświadczyła traumy, to może być bardzo krótki moment, bo zaraz jej czujność odbierze jej ten moment opuszczenia gardy. Ale nawet krótki moment to już jest wygrana.
Warto się zaciekawić tym, co sie dzieje ,,teraz”:
„O, ciekawe, że po parku mogę spacerować w spokoju, ale już w windzie nie mogę jechać spokojnie. To jest ciekawe. Ale ten mój układ nerwowy fascynująco to sobie poukładał!”
Można też zaciekawić się tym, co się wydarzy „zaraz”:
„Teraz siedzę sobie spokojnie, ciekawe jak długo ten mój spokój potrwa.”
Ciekawość jest lecząca. Ciekawość nas dobrze prowadzi ku sobie.
P:
– To piękne podsumowanie. Raz jeszcze dziękuję za ogrom wiedzy, którą się Pani z nami dzieli.
______
Trauma to nie temat tabu, czy temat-okruch, który można zamieść pod dywan. Jeśli trauma nie zostanie zaopiekowana w odpowiedni sposób, to jej konsekwencje powrócą. Spod naszego dywanu wystawać zacznie wielki „paproch” składający się z nieuporządkowanych warstw. Dlatego, jeśli czujesz (tak, czujesz!), że ten temat może dotyczyć Ciebie lub dziecka pod Twoją opieką – nie wahaj się sięgnąć po pomoc.
BĄDŹ Z NAMI NA BIEŻĄCO
Już wkrótce powrócimy do Was z nowymi propozycjami edukacyjnymi. Śledźcie nasze profile na social mediach, żeby dowiadywać się o nowych inicjatywach, które realizujemy dla opiekunów, dzieci oraz młodzieży!